Fan Fiction o One Direction

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Piętnasty

28 października 
   Zerkając pod łóżko zobaczyłam kopertę. Szybko ją wydobyłam i rozdarłam. Wygiągnęłam kartkę i zaczęłam czytać dość krótki list...

"Susane...
Jeśli to czytasz, to znaczy, że znasz już całą zawartość kartonu. Nie jestem pewny czy wiesz, że to są wszytko twoje rzeczy, te same które ukryłaś w Polsce, jeśli to Cię pocieszy, to sporo ich szukałam...
Nie o to jednak chodzi w tym liście... Chciałbym, byś w końcu zaczęła żyć, byś była tą dawną osobą która miała tysiące myśli na sekundę i w zamyśleniu przyglądała się wszystkim z figlarnym uśmieszkiem przed jednym ze swoich popisowych kawałów. 
Rozumiem Cię i to jak trudne były dla Ciebie wydarzenia z ostatnich dwóch lat, ale On by chciał byś żyła, a nie zamknęła się w kokonie swoich myśli i obwiniania się. Dlaczego nie spróbować? Jesteś w nowym miejscu, masz przy sobie wspaniała przyjaciółkę i przede wszystkim czystą, niewykorzystaną kartę. Nie patrz w tył, spójrz w przód i rusz z miejsca... 
Nie mieszkam z wami, ponieważ postanowiłam wam, w szczególności tobie, dać wolną rękę, działaj. Masz możliwość nikt Ci nie będzie niczego dyktował, jesteś wolna (no do pewnego stopnia)! 
                                                                                                                            To twoje życie 
                                                                                                                                Artur ;)"  
   Rozpłakałam się... I co ja mam niby zrobić? żyć tak jakby nigdy nic się nie wydarzyło? Przecież się tak nie da! Gdyby nie ja i ta moja głupia łatwowierność to wszytko teraz byłoby jak najlepiej! Teraz pewnie siedziałabym w Polsce z rodziną i się o nic nie martwiła. Ale nie, jak musiałam się zakochać w kimś takim jak ten jebany dupek! A teraz On gdzieś uciekł, nie wiadomo gdzie, rodzice to na 100% wiedza, ale nie chcą mi tego powiedzieć. Nie dziwię się im, jak bym była na ich miejscu też bym sobie niczego nie powiedziała. Co ja mam zrobić by znowu zacząć 'żyć'? Tsa... Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić... Otarłam łzy i zaczęłam się ubierać na spotkanie ze sponsorem. Kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda?

                                                                        ***
   Siedząc na wygodnej sofie czekałam zdenerwowana na spotkanie. Z telefonu który dostałam kilka dni temu nic nie wynikało, oprócz daty i miejsca.
-Panna Cherry?- zapytała śliczna, blond-włosa sekretarka. Dlaczego sekretarki muszą być takie ładne? No bo, czy ktoś widział brzydką sekretarkę? No właśnie, ja też nie...
-Tak.- również posłałam jej uśmiech, chociaż nie tak olśniewający jak jej.
-Proszę za mną.- okej... Jak się chodziło? Nie dramatyzuj! Dasz sobie radę! A jak się wycofa? Ty to już nie masz kiedy się odzywać, prawda? Weszłam do gabinetu niejakiego Christiana Grey'a.
-Dzień dobry, panno Cherry.- przywitał się mężczyzna po 30, może po 40. Okej... Wyobrażałam sobie jakiegoś staruszka. Znudzonego życiem staruszka, który w akcie dobrego serca postanowił wspomóc bandę nastolatków bez perspektyw i szansy na powodzenie.
-Dzień dobry.- uśmiechnęłam się lekko.
-Proszę usiądź, kawy, herbaty?-wskazał mi na jeden z trzech foteli przy stoliku. Spełniłam jego prośbę,
-Nie, dziękuje.- kiedy w końcu przejdziemy do konkretów? Przecież nie przyszłam tutaj na kawę tylko w bardzo ważnej sprawie!
-Może jednak? Najprawdopodobniej spędzimy tutaj sporo czasu.- czy on grał na zwłokę? Ależ on upierdliwy. Hmmmmm... Skoro tak nalega... A ja wręcz zabiłabym za kawę? Czemu nie?
-No dobrze. Poproszę kawę.- uśmiechnęłam się do niego. Czy on zawsze ma ten uśmiech na twarzy? Ile można?
-Z kawą, cukrem?-kolejny uśmiech...
-Tak, poproszę.- wyszedł na chwilę, zapewne poinformować sekretarkę o zadaniu. Szybko wrócił i rozsiadł na swoim fotelu.
-Zapewne zastanawia się pani, po co panią dziś tutaj wezwałem?- to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
-Ma pan rację, nie widzę żadnego powodu by moja dzisiejsza wizyta była konieczna.-odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
-Chce uzgodnić szczegóły, uznałem, że najlepiej zrobić to osobiście.- szczegóły? Przecież on chce się wycofać!
-Szczegóły?
-Tak, szczegóły. Chciałbym by moja forma figurowała jako producent, nie tylko jako sponsor czy parter...- otrzymałam szeroko oczy. PRODUCENT?!
-To pan nie chce się wycofać?- nie kryłam mojego zdumienia.
-Oczywiście, że nie! Skąd ten pomysł?- on również był zdziwiony, ale z innego powodu niż ja.
-Nie oszukujmy się, jesteśmy bandą nastolatków która chce dokonać niemożliwego. Nasze powodzenie zależy tylko od szczęście. Nie mamy środków, nie mamy znanych nazwisk dla rozgłosu, my nawet nie mamy czasu by kręcić. Tym bardziej możliwości! Moim zdaniem możliwość realizacji tego pomysłu jest równa zeru.- powiedziałam, postanawiając nie ukrywać oczywistych faktów.
-Masz rację... Zdaję sobie z tego całkowitą rację. Przed zaproszeniem Cię tutaj wiele osób mi mówiło, że to nie ma sensu, reżyserowie, producenci, aktorzy oni wszyscy w to nie wierzą... Ale oni ni dostrzegają tego, co ja dostrzegam. Macie zapał, chęć do pracy i przede wszystkim marzenia. Jesteście młodzi, to fakt, musicie się uczyć, ale dostrzegam w was talent. To jak zabraliście się za castingi. To z jakim zapałem do tego podchodzicie. To ma szansę, a ja zamierzam wam w tym pomóc, oczywiście jeśli mi na to pozwolicie.- wpatrywałam się w niego z szeroko otworzonymi oczami. On sobie jaja robi?
-To nie zależy tylko ode mnie, zgodę muszą wyrazić wszyscy...

~~~
Przepraszam, za to, że tak długo nie dodawałam... Miałam wielki zastój... Ale teraz planuję powrócić pełną parą!
Rozdział jest kiepski, pomimo tego, że bardzo długo pisałam...
Kocham Was ♥

niedziela, 15 września 2013

Zabójstwo

Możecie mnie zabić, rozdział mam już napisany w zeszycie, ale nie mam czasu na wstawienia, zaczęłam 3 klasę i naprawdę mam dużo nauki plus rozchorowałam się, ale postaram się dziś trochę wklepać, jutro i może jakoś dam radę go wstawić w miarę szybko. Przepraszam!

środa, 28 sierpnia 2013

przepraszam!

Wiem, miałam dodać rozdział już dawno, miałam częściej, ale wena mnie opuściła. Postaram się napisać coś jak najszybciej. Przepraszam!

sobota, 17 sierpnia 2013

Czternasty

5 października
  Kiedy w końcu wyszliśmy z restauracji nasza przyzwoita i jakże ułożona Susene Cherry zaczęła na środku chodnika skakać ze szczęście. Tak, dosłownie skakać.
-Jesteś idiotką.- stwierdził Alex i obrzucił ją spojrzeniem mówiącym, że ma coś nie tak z głową.- To jak, idziemy do tego klubu?
-Emmm... Bo... ja... Nie chce iść.- ostatnie trzy słowa powiedziała prawie szeptem. Nie rozumiem, co się z nią stało?
-Sue, coś się stało?- podeszłam do niej. Wcześniej wydawała się ucieszona tym wypadem.
-Nie, po prostu nie mam ochoty. Nie martw się.- postała mi jeden ze swoich wyćwiczonych uśmiechów, który miał za zadanie mnie uspokoić, ale przyniósł odwrotny efekt.
-Dobra, to nie idziemy...- stwierdziłam.
-Nie! Poradzę sobie sama, w końcu nie jestem małym dzieckiem, a poza tym ty kochasz imprezy i niby ja mam uwierzyć, że dobrowolnie sobie odpuścisz? Nie ma mowy. Ja jadę do domu, a ty dobrze się zabawić.- uśmiechnęła się do mnie, z iskierkami w oczach. Przytuliła mnie.- Masz misję... Baw się za nas obie.- wyszeptała mi do ucha, a kiedy się odsunęła puściła mi oczko, z wielkim uśmiechem na ustach.
-Ale jak? Tak, sama masz zamiar wracać?  Przecież o tej porze jest niebezpiecznie.- jak zwykle przezorna Amber pomyślała o najważniejszym.
-Spokojnie Ab, nic mi się nie stanie. Wezmę taksówkę.- Sue uśmiechnęła się do niej.
-No, nie wiem... To nie jest najlepszy pomysł, ktoś powonień z tobą pojechać...- teraz do naszej 'dyskusji' dołączył się Jake.
-Czy wy sobie zdajecie sprawę, że jeśli nadal będziecie tutaj tak stać i debetować nad tym, że ja pojadę do domu, bez względu na to co postanowicie, sama to wam wszystkie kluby pozamykają? Nie martwcie się, mogę do was dzwonić co pięć minut, czy coś, ale skończcie gadać, bo mi zimno! A teraz ładnie gęsiego,czy jakoś, iść i się bawić.- w między czasie wyciągnęła komórkę i teraz wybierała jakiś numer, przyłożyła aparat do ucha.- Dobry wieczór, poproszę taksówkę...
                                                                      ***
   Sue dzwoniła, tak jak obiecała, co pięć minut i za każdym razem na inny telefon. Kiedy dojechała do domu odstawiła teatrzyk, ale co robić, kiedy czegoś tam zabrakło w mózgu?
  -No, to na co czekamy? Wiem, jutro mamy kolejne castingi, ale dziś się zabawmy.- uśmiechnęłam się do moich towarzyszy.- Ach... Nie martwy się jutrem, dobra? Nie wiem jak wy, ale ja zamierzam się bawić za dwoje, mam nawet taki rozkaz.- po raz kolejny posłałam im uśmiech.- Sprawdźmy co zdziała to cudeńko.- ze swojej małej torebki wyciągnęłam kartę VIP.

Sue
   Weszłam do pustego mieszkania. Zdjęłam płaszcz i buty, z sypialni wzięłam bieliznę i piżamę.  Szybko ruszyłam do łazienki by w końcu pozbyć się sukienki. Po dość szybkim prysznicu, postanowiłam zrobić sobie kakao. Kiedy weszłam do pokoju z kubkiem parującego napoju zauważyłam rzeczy wcześniej 'pozostawione' na mojej podłodze. Postawiłam kubek na komodzie i zaczęłam zbierać rozrzucone przedmioty. Przypomniałam sobie o moim odkryciu z gitarą i kiedy posprzątałam, wzięłam kubek i album. Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać zdjęcia. Na pierwszym byliśmy my, ubieraliśmy choinkę, na kolejnym czytałam książkę, potem on z piłką. Potem znowu byłam ja, uśmiechnięta, jeszcze z burzą loków na głowie, wtedy byliśmy na spacerze z psami. To była dawna Zuza, roześmiana, szczęśliwa i przede wszystkim z poczuciem bezpieczeństwa, śmiało patrząca w przyszłość. Na tym zdjęciu stałam bokiem na drodze kamiennej, za mną rozciągał się las, miałam jedną nogę zgiętą w kolanie, dłonie złączone i zpowodnie opadające wzdłuż mojego tułowia. Poprzekładałam zdjęcia tak, że pierwsze przedstawiało mnie ze spaceru z psami, drugie jego, a trzecie nas. Dalej przeglądałam zdjęcia, popijając kakao, często ich dotykając przypominając sobie historię, którą uwieczniały. Ze stu procentową pewnością mogłam stwierdzić, że to MÓJ album. No tak, wziął wszystkie rzeczy z kartonu który tak starannie ukryłam. Odłożyłam album i uruchomiłam swojego laptopa. Weszłam w folder z naszymi nagraniami. oglądałam je sobie, jednoczeście płacząc i się uśmiechając.

6 października
Vic
   Dziś od ranna siedzieliśmy na castingu. Dobrze znana nam sala teatralna, masa ludzi i ten pierdolony pulsujący ból w głowie. Co byśmy zrobili bez Sue , która kupiła dla nas dwie zgrzewki wody i kilka opakowań aspiryny. Nasz mały diabełek awansował na WIELKIEGO aniołka. Ja, Ab, Jake i Alex byliśmy wrakami, dosłownie. Ech... Przynajmniej impreza nam się udała, uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej nocy. Dziś Sue zgodziła się usiąść z nami przy stole. Twierdziła, że musi nas pilnować i prawdę mówiąc, nie do końca jestem pewna czy to kłamstwo.
   Często przyglądałam się Sue. Coś mi w jej zachowaniu nie grało, zauważyłam, że często bawi się swoją bransoletką z zawieszkami, lub krzyżykiem na szyi. Oczywiście wszytko, obowiązkowo srebrne. Nie wiem co ona ma do złota... Ale tu nie chodzi o metal z jakiego zostały wykonane te przedmioty, tylko to z kim są powiązane. Bransoletki i krzyżyka nie włożyła do pudła, z innymi pamiątkami. Krzyżyk był jego, co prawda to Sue mu go dała, ale należał do niego, bransoletka była Sue, ale to z nim ją kupiła. Cały czas była dziwnie zamyślona, oczywiście słuchała i oglądała ludzi występujących na scenie przed nią i systematycznie coś uzupełniała w swoim laptopie, ale była jakaś... Nieobecna... Wiedziałam! Coś wczoraj musiało się stać.
-Ludzie, skupcie się! To już ostatnia osoba.- wszyscy na informacje uzyskaną od mojej przyjaciółki się ożywili. W skupieniu i z uśmiechami na twarzy obserwowaliśmy ostatnią osobę na scenie. Szczerze? Był to naprawdę przystojny chłopak. Wymieniłam spojrzenia z Amber i Sue, obie pokiwały głowami, tak jakby czytały mi w myślach. Kiedy chłopak w końcu wyszedł (miałam już dość, chciałam w końcu odpocząć) .
-Ok, zostawiam wam laptopa, wybierzcie jakiś filmy, skoro już tutaj jesteśmy, a ja z Jake'iem pojedziemy po coś do jedzenia.- zadecydowała Sue.
   Jake wypił wczoraj na tyle mało, że mógł prowadzić. Chwała Bogu. Chociaż głowa i tak go bolała, nie dziwię się, od wczorajszych naszych (czytaj moich i Alexa) wrzasków wprost do jego uszu, każdego by głowa bolała. Jake jako jedyny z nas miał prawo jazdy, ale rzadko jeździł. Dziś wziął samochód brata żeby potem nas wszystkich poodwozić do domów. Kiedy wyszli po kilku chwilach na palcach podeszłam do drzwi, gdy tylko zniknęli za zakrętem zaczęłam się za nimi skradać, jak tylko wyszli, upewniłam się jeszcze, że pojechali, poczekałam chwile i biegiem ruszyłam do sali.
-Z drogi!- krzyknęłam i dopadłam laptopa Sue. Na szczęście był już podłączony pod projektor.- Alex, stań na czatach. Nie wiadomo ile mamy czasu.- szybko odszukałam odpowiedni folder i zaczęłam im odtwarzać filmiki z przedstawień. Sue kiedyś grała, nawet mnie w to wciągnęła. Potrafiłam u niej przesiedzieć dwa miesiące tylko dlatego, że wciągnęła mnie w przedstawienie. Puściłam im kilka filmików z tą dawną Sue, na kilku z nich był On, a nawet ja. Pamiętam jak często siedziałam z nią w jej pokoju i przygotowałyśmy różne rzeczy na przedstawienie, często kładąc się późno, a wcześnie wstając. Pamiętam jak jej tato robił za szofera, jak jej mama nam gotowała, albo po prostu jak przychodziła nieraz wieczorami i nam pomagała.
-Przyjechali!- szybko wyłączyłam filmik który właśnie oglądaliśmy i otworzyłam folder z filmami ściągniętymi na jej komputer.
-Ok... To co w końcu oglądamy?- zaczęliśmy grać kłótnię przeglądając długą listę filmów Sue.
-Przecież już wam mówiłem z tysiąc razy! 'Szybcy i wściekli'!!!!- krzyknął Alex.
-Ona nie ma tego ściągniętego...- odpowiedziałam szybko.
-Jak to nie? A to, to co?- akurat teraz musiał się pojawić ten jebany film? Dlaczego?
-Ja wybiorę...- zaoferował się Jake. Tylko macie pozamykać oczy. Zamknęłam i czekałam. Po kilku minutach pozwolił nam je otworzyć.
-To co oglądamy?- zapytałam i spojrzałam na ekran.
-Nie!- krzyknęłam kiedy zobaczyłam napis 'Szybcy i wściekli'.- Co wy macie z tym filmem? Ile można to oglądać?
-O co Ci chodzi? Nie lubisz go?- zapytał mnie Jake.
-Och... Lubi, tylko ja mam na jego punkcie świra i chyba już z dziesięć razy go ze mną oglądała.- odpowiedziała z uśmiechem Sue.
-I to wszystkie części, a potem nawijanie przez nią jaki chce mieć samochód, jakie sceny jej podobały, dosłownie streszczała mi calutki film, tak jak bym go nie oglądała. No ile można?
-Trochę przysypiałaś.-po tych słowach Sue wszyscy się roześmieli.
-No co?
-Nic...- uśmiechnęła się do mnie Amber.
-Ona zna wszystkie dialogi! Nie oglądajmy tego.- nie ustępowałam.
-Nie prawda! Nie znam wszystkich. Tylko jakiś 98 procent.- pokazała mi język.
-Siedź cicho i oglądaj, z nami nie wygrasz.- na ja ich wszystkich powybijam! I jeszcze Amber przeciwko mnie? Z kim ja się zadaje?

7 października
Sue
   Co za jebany idiota pisze do mnie o tej porze? Wzięłam telefon z szafki nocnej, spojrzałam na wyświetlacz i ujrzałam piękną liczbę 12:35. Ok, w ramach wyjaśnienia, to nadal jest kurewsko wcześnie, szczególnie, że do domu wróciłam o 3!
     'Czyżby dziś wolne? Miłego odpoczynku, przyda Ci się po kolacji i castingu...'
   Ożeż! I co ja mam zrobić? Najprawdopodobniej mój kalendarz ma jakiś zboczeniec czy coś... Zaczynam się bać. A co jeśli on mnie teraz obserwuje?
     'Nie prościej byłoby mi oddać kalendarz? To chyba bardziej się opłaca od wysyłania tych sms-ów...'
   Po co ja wo-gule pisałam do niego? Przecież miałam nie odpisywać. Telefon ma moim brzuchu zaczął wibrować. O kurwa! Odpisał?!
     'Chciałem Ci oddać kalendarz, byłem nawet pod twoją szkołą... Teraz nie mam jak tego zrobić.'
   Był pod moją szkołą? Ciekawe...
     'Dlaczego nie możesz? Zniszczyłeś go czy coś?'
   Wysłałam i czekałam.
     'Nie... Jestem teraz w Ameryce ;)'
   No i wszystko jasne.
     'Podsumowując; mój kalendarz ma jakiś chłopak, który najprawdopodobniej jest pedofilem, zboczeńcem lub jest psychiczny, jest teraz w Ameryce, ma dostęp do pewnych osobistych informacji, nie wiem nawet ile ma lat, jak się nazywa i co zamierza zrobić z moim kalendarzem.'
   Ciekawe co on sobie o mnie pomyśli... Pewnie, że mam nierówno pod kopułą...
     'Nie jestem pedofilem, ani zboczeńcem i z tego co mi wiadomo nie jestem psychiczny. Mam 19 lat, jestem Niall i nie zamierzam nic robić z twoim kalendarzem. Jak wrócę to Ci go oddam.'
   Wiec ma na imię Niall... Hmm... Chyba szybko nie odzyskam kalendarza...

~~~
Hej!
Zabijcie mnie... W tamtym tygodniu miał się pojawić rozdział, ale dostałam szlaban na komputer i nici. Dopiero w tym tygodniu udało mi się jakoś przekonać mamę (czytaj: poszłam do niej jak spała, pewnie odwołała, żebym jej dała spokój ;D ).
Ten rozdział jest dość długi, mam nadzieję, że choć w minimalnym stopniu wynagrodziłam wam niezapowiedzianą przerwę.
Ech... Zamierzam napisać rozdział i go dodać za jakiś 3, 4 dni, ale znając mnie nic z tego nie wyjdzie.
Jestem naprawdę zawiedziona, 13 pojawiła się 2 tygodnie temu, a pod nią 0 komentarzy, to naprawdę boli kiedy zdajesz sobie sprawę, że cała twoje praca idzie na marne, bo nikt nie czyta tego, na co ty poświęcasz godziny... Rozważam zakończenie bloga, to jeszcze nic pewnego, ale coraz częśej o tym myślę.
A zresztą, po co ja to pisze? I tak nikt tego nie czyta...
Dodaje rozdział w sobotę! Nie wiem co się stało ;)
Przypominam o tym, że naprawiłam obserwatorów i o zakładce 'Informowani'
Kocham Was ♥
Pataxxon

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Trzynasty

1 października 
   Po raz kolejny wybrałam numer Louisa i przyłożyłam aparat do ucha. W głośniku rozbrzmiał głos automatu informujący o tym, że zacny pan Tomlinson, po prostu wyłączył swój telefon! Co za człowiek? Najpierw dzwoni nagle do mnie, wypytuje się o Sue, wie, że zgubiła kalendarz, a teraz wyłączył swój pieprzony telefon bez żadnych wytłumaczeń? Co za...
-VICTORIA!!! Jake po Ciebie przyszedł!- co? Jake? Ach... No tak... Mieliśmy razem iść na casting. Sue jak zwykle pokazała swój upór i stwierdziła, że pod żadnym pozorem na niego nie przyjedzie. Na szczęście Alex, rycerz w białej zbroi, wymyślił jakiś plan by tego małego, zakutego, skrzata wyciągnąć z domu. Dziś ma się odbyć pierwsza część przesłuchań. Jake wszedł do mojego królestwa.
-Sue nadal nie chce iść?- zapytał. Odruchowo spojrzałam na drzwi. Na szczęście były zamknięte.
-Ychym... Alex ma się zjawić lada moment.- jak by na potwierdzenie moich słów rozległo się głośne pukanie.
   Uchyliłam lekko drzwi i wyjrzałam przez powstałą szparę. Poczułam jak Jake podchodzi i wygląda przez szparę powyżej mojej głowy.
-Alex? Co ty tutaj robisz?- zapytała zdziwiona szatynka.
-Zabieram Cię na casting.- Alex stwierdził z prostotą i posłał jej swój uśmiech. Ona zareagowała błyskawicznie na jego słowa i usiekła do pokoju. Chłopak nic sobie z tego nie robiąc wszedł do mieszkania, zamknął drzwi i rzucił nam spojrzenie pełne litości.- Już nie musicie się tak kryć. Wyjdźcie.
   Spojrzeliśmy na siebie z Jake'iem i wyszliśmy. Alex podszedł do drzwi od sypialni mojej przyjaciółki i z lekkim wysiłkiem je otworzył. Sue na 100% trzymała klamkę., Teraz znowu rzuciła się sprintem, tylko, że do swojego łóżka, złapała się zagłówka, ale i z tym Alex poradził sobie zadziwiająco szybko. Moja przyjaciółka w akcie desperacji chwaciła poduszkę, ale chłopak szybko, jak gdyby nigdy nic, ją sobie przerzucił przez ramie. Widok był warty Oscara. Sue zwisała bezwładnie z ramienia Alexa z poduszką przyciśniętą do piersi, a on? Szczerzyło się jak debil.
-Vic, założysz jej buty?
-Echem..- kiedy tylko się zbliżam do nogi szatynki ta zaczęła nimi kopać.- Jake, byłbyś tak miły przestać bawić się w fotografa i mi pomóc?- z jego pomącą poszło, zdecydowanie łatwiej. Sue, już po chwili miała na nogach buty.
-VICTORIA! JAKE! Myślałam, że chociaż wy mi pomożecie! Jak możecie być po jego stronie?!- czyżby panna Cherry próbowała w nas wzbudzić poczucie winy?
-Ależ my to robimy dla twojego dobra.- posłałam jej uśmiech.
-Ok... Idziemy. Nie będziemy jej wkładać płaszcza i tak jedziemy samochodem, a wątpię czy by nam pomogła... Zapewne szybciej by zleciała z mojego ramienia....- szybko się ubrałam i wyszliśmy. Przez całą drogę na zewnątrz Sue próbowała się uwolnić z silnych ramion Alexa.- Nie kręć się tak, bo sobie krzywdę zrobisz.
-To mnie może postaw na ziemię, idioto.
-Nie, bo w tedy uciekniesz.- Alex wsadził ją na tylne siedzenie i po odpowiednim 'zabezpieczeniu' Sue odjechaliśmy.
                                                                            ***
Sue 
   Tkwiłam w ostatnim rzędzie, naszego mini teatru szkolnego Kompletnie nie wiedziałam po co tu siedzę. Dla mnie to nie miało sensu. Ludzie na scenie dawali z siebie wszytko, podziwiałam ich i prowadziłam własną ocenę. Wiem, że jak bym tylko chciała to bym mogła siedzieć tam, na dole przy stole, gdzie moi przyjaciele, ale to nie było w moim stylu. Chyba po prostu bałam się tego brzemienia, poczucia nienależnej posady, które by na mnie wywierało, każde jednorazowe spojrzenie na scenę i na człowieka tam stojącego. Wolałam ukryta siedzieć sobie w ostatnim rzędzie, z poduszką zabraną z mieszkanie pod plecami i oświetlając sobie latarką w telefonie plik kartek na moich kolanach, by cokolwiek zapisać. Obserwowałam po cichu i każdemu z całego serca mu kibicując. Byłam obiektywna, wiedziałam, że nikt tego nie zobaczy i mogę napisać to za pomocą cyferek to, co naprawdę myślę.
-Jak dostanę buziaka, to się poświęcę i oferuję Ci jedyną, niepowtarzalną, wyjątkową, kawę lattę!- odwróciłam z wielkim uśmiechem twarz w kierunku Alexa. W obu dłoniach trzymał kawę na wynos. Pochylił się, tak bym mogła go cmoknąć w policzek. Na nanosekundę dotknęłam ustami jego skóry i 'wykradłam' mu kawę.
-Dziękuje. A teraz spadaj! To moje miejsce byłam pierwsza.- zrobiłam wszytko by w ton mojego głosu włożyć jak najwięcej powagi i groźby, ale niestety, uśmiech który z każdym słowem coraz bardziej poszerzał się na mojej twarzy zniszczył efekt. Upiłam łyk kawy, i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest odpowiednio posłodzona.
-Dlaczego nie chciałaś tutaj przyjść? A jak już tutaj Ciebie przyniosłem, to dlaczego uciekłaś od nas?
-To nie dla mnie. Nie mogłabym tam siedzieć i powiedzieć komuś, że to co zaprezentował, po prostu mi się nie podobało, nie mogłabym obserwować jak jego mina ze zniecierpliwionej zmienia się w zawiedzioną.- spojrzałam z wahaniem na jego twarz. Wyglądał na zamyślonego.
-Chyba rozumiem. Nie chcesz sprawić komuś przykrości?- pokiwałam lekko głową.
-A teraz się zamknij, bo nic nie słyszę.- zaśmiał się, ale zamilkł kiedy posłałam mu spojrzenie mające go zabić. Chyba muszę iść do okulisty, bo coś się w moim morderczym spojrzeniu popsuło...                                                                                                        ***
5 października 
   Poczułam wibracje w kieszeni moich dżinsów, wyciągnęłam urządzenie i ze zdziwieniem zobaczyłam, że ktoś mi wysłał z nieznanego numeru sms-a. Szybko palcem odblokowałam ekran, mojego dotykowego, już trochę wysłużonego telefonu (tak nadal nie przyjęłam 'prezentu' od Artura) i otworzyłam wiadomość:
               'Nie zapomnij o dzisiejszej kolacji z cytuje'nadętym ważniakiem' Powodzenia...' 
   O co tu kurwa chodzi? Kilka razy, tak dla pewności przeczytałam wiadomość. Świetnie, mój kalendarz ma jakiś psychopata. Może jak będę udawać, że nie widzę tych sms-ów od niego, nie będzie pisał? Tak to jest myśl... Pomimo tego, że najprawdopodobniej był psycholem, to miał rację. Kolacja była coraz bliżej, a ja powinnam w końcu zacząć się przygotowywać. Otworzyłam szafę i mój wzrok mimowolnie padł na instrument na jej dnie. Była identyczna, kropla w krople jak ta w Polsce. Wzięłam ją i obróciłam tak by widzieć ją od tyły. Uważnie przyjrzałam się miejscu gdzie pudło łączy się z gryfem i była tam mała ryska. Ryska dzięki której mogłam rozróżnić MOJĄ gitarę. To była ona! Jak Artur ją zabrał z Polski? Przecież ja ją zakopałam na strychu, tak by nikt nie mógł jej znaleźć. A jednak on ją znalazł. Zdezorientowana odłożyłam gitarę i zaczęłam grzebać w pudle. Szybko znalazłam mój stary zeszyt z flagą U.K., następną rzeczą był zestaw moich kostek do gry. Skąd on ma te rzeczy?! Ze zdziwieniem wysypałam całą pozostałą zawartość kartonu da dywan. Moje słuchawki i MP3, książka do nauki gry na gitarze oraz ku mojemu szczeremu zaskoczeniu list. Drżącymi rękoma rozdarłam nieporadnie kopertę, rozłożyłam kartkę i ujrzałam pismo Artura. Jednocześnie mnie to ucieszyło i zasmuciło.
-Sue! Co ty wyprawiasz? Szybko, ubieraj się. Nie mamy czasu.- odłożyłam list na dywan i zaczęłam przygotowania do kolacji...


~~~
Debil w akcji, czyli Pataxxon przedstawia!
Przepraszam... rozdział, miał pojawić się wczoraj, ale byłam tak zmęczona, że po prostu nie dałam rady...
W planach miałam, by ten rozdział był zabawny, ciekawy i długi, ale wyszło jak zawsze...
Naprawiłam obserwatorów, jak zauważyliście dodałam nowe zakładki...
Teraz postaram się troszeczkę nadgonić i dodawać częściej rozdziały. Ale niczego nie obiecuje, z weną jak zwykle u mnie krucho ;)
Do zobaczenia ;*

niedziela, 14 lipca 2013

Dwunasty

29 września
   Za pół godziny mieliśmy mieć kolejne spotkanie, a Sue buszowała po całym domu.
-Co się stało?- byłam zdziwiona kiedy zaczęła wyrzucać moja szufladę z bielizną.
-Chyba zgubiłam swój kalendarz...- mruknęła i rozejrzała się po pokoju.
-Spokojnie, z tego co pamiętam napisałaś tam swój numer telefonu...- pokiwała z zamyśleniem głową.- Więc ten ktoś kto go znalazł się z tobą skontaktuje, nie uważasz?
-Chyba masz rację.- odpowiedziała mi nadal nie dość przekonana.
-Kiedy go zgubiłaś?
-Wczoraj, jak wracałam. No tak! Wpadłam na takiego chłopaka, a miałam niezamkniętą torebkę... Nie chciała się dopchnąć, a ja nie miałam czasu układać tam rzeczy. To na pewno wtedy... Mam nadzieję, że ten chłopak się odezwie, a przede wszystkim, że go zabrał.

1 października
Niall
   Stałem pod szkołą i czekałem. Uczniowie wychodzili z niej grupkami, ale nigdzie nie widziałem Susane. Nagle wśród zamętu usłyszałem śmiech. Odwróciłem w tamtą stronę głowę, To ona... Śmiała się z czegoś wchodząc do autobusu, Cholera jasna! Autobus ruszył, a moje auto było zaparkowane kawałek z tond. Zrezygnowany zacząłem wędrówkę do swojego pojazdu. Za kilka godzin będę w samolocie... Jak ja jej oddam ten kalendarz? I jeszcze mój telefon zaczął dzwonić.
-Tak?- rzuciłem otwierając samochód.
-Hej, Niall. Wiesz jaki dziś jest dzień?- jak zwykle Liam próbował nas wszystkich pozbierać do kupy.
-Tak, wiem Li. Dziś jest poniedziałek...- uśmiechnęłam się.
-Niall! Nie żartuj, wiesz, że dziś wylatujemy?- zapytał lekko zdenerwowany.
-Tak, spokojnie. Nie zapomniałem.
-A spakowałeś się? I gdzie ty do cholery jesteś?- o co mu chodzi?
-Prawie, jeszcze tylko kilka rzeczy. O co Ci chodzi?
-Och... O nic. Tylko stoję przed twoim apartamentem.- o kurwa!
-Już jadę. Później Ci wszytko wytłumaczę.
                                                                ***
   Siedzieliśmy w samolocie, a ja streszczałem Li ostatnie wydarzenia.
-Pokaż mi ten kalendarz.- podałem mu przedmiot. Otworzył tam gdzie są dane.- Ty idioto! Tutaj jest jej numer, mogłeś po prostu do niej zadzwonić i się z nią umówić.
-No, ale... Ja...
-Nie zauważyłeś go?- skąd on to wiedział? Pokiwałem głową zawstydzony.
-Nawet jeśli bym go zobaczył, to bym się wstydził...- zwiesiłem głowę.
-Och... Horan... I co ja mam z tobą zrobić?- zapytał zatroskany.
-Co jest?- Harry dosłownie wsadził pomiędzy nas swoją głowę.- Horan co z tobą, czyżbyś się zakochał?- spojrzałem na niego jak na debila, ale ten już stracił mną zainteresowanie. Wyrwał Liam'owi kalendarz i uciekł do łazienki.
-Horan! Kim jest Susane Cherry?!- no to tyle z dyskrecją.
-Kto? Weź powtórz!- odkrzyknął mu Lou.
-SUSANE CHERRY! A co?- ciągle krzyczał z ubikacji.
-Zamknij się Styles! Musze gdzieś zadzwonić.- Tomlinson wyciągnął swój telefon i zaczął czegoś tam szukać, najprawdopodobniej numeru telefony.- Em... Victoria?- o co tu kurwa chodzi?!

Louis
-Em... Victoria?- zapytałem, dla formalności.
-Tak, kto mówi?- pod drugiej stronie usłyszałem głos rudowłosej.
-Louis Tomlinson, ten sam który wpadł na Sue. Mam do Ciebie pytanie.- uśmiechnąłem się na wspomnienie wkurzonej twarzy szatynki.
-Ok, pytaj, tylko jak to będzie coś zboczonego to rzucę w Ciebie patelnią!- w głośniku rozbrzmiał jej śmiech.- I tak, dorzucę.
-Nie, to nic zboczonego. Mam pytanie, Sue nazywa się Susane Cherry, prawda?
-No tak. Nie rozumiem po co Ci to?- w jej głosie dało się słyszeć zdziwienie.
-A nie zgubiła niedawno kalendarza? Takiego czarnego...- dalej pytałem.
-Tak, ale wytłumacz mi skąd ty do jasnej cholery wiesz?!- była nieźle wkurzona.
-Muszę kończyć. Pa.- i się rozłączyłem.- Harry daj mi ten kalendarz!

~~~
Hej!
Wiem, rozdział jest, ale mega krótki. Sama dobie się dziwie, że zdążyłam.
Jutro wyjeżdżam, ale mimo to napisałam.
Wiem, nie jest zachwycający, ale się naprawdę starałam...
Blog miał sporo wejść po ostatnim poście, a wiecie ilu komentarzy się naliczyłam pod 11? A ty was zaskoczę. Calutkie okrągłe 0. Nigdy nie zrobię x komentarzy = nn, wiem, że mój blog nie jest najciekawszy czy coś, ale wcześniej był chociaż jeden komentarz. Miałam nie dodawać tego rozdziału, ale się sprężyłam...
Następny rozdział pojawi się jak wrócę. Przepraszam, nie zdążyłam napisać na zapas...
Kocham Was ♥
Pataxxon

piątek, 5 lipca 2013

Jedynasty

13 września
   Siedziałyśmy w stołówce i rozmawiałyśmy... No prawie... Głównie to ja mówiłam, a one słuchały...
-Dziś po szkole pójdę do dyrektora i z nim porozmawiam, jeśli się zgodzi, zacznę szukać sponsorów, i zdolnych uczniów. Amber, ty jesteś tutaj dłużej, więc twoja pomoc i chłopaków będzie niezastąpiona. Tylko nie jestem pewna czy serial to dobry pomysł. Dziś w nocy doszłam do wniosku, że może lepiej byłoby zrobić tak jakby film, który jeśli wypali będzie pierwszym odcinkiem. Co prawda może być ciężko nawet bardzo, ale wierzę, że damy radę...- spojrzałam na Vic i Amber. -Co do scenariusza, to trzeba dać kopię dyrektorowi, by to przeczytał... Jeśli on się nie zgodzi wymyślę coś innego i błagam powiedziecie coś bo dziwnie się czuje...- przez cały, już ponad dziesięcio minutowy monolog nie odezwały się oni słowem... Kiedy zorientowały się, że im się przyglądam pokiwały głowami. Uderzyłam się dłonią w czoło i wymruczałam pod nosem: 'Z kim ja pracuje?'
-Co tam Mała?- przyszli książę Alex i książę Jake,... Jak tylko zaczęłam mówić teleportowali się.
-Nie jestem MAŁA...- włożyłam w tyle złości ile mogłam.
-Ach... Nie denerwuj się Maleńka.- wiedziałam, że stojąc na podłodze nie udrze go wystarczająco mocno, wiec stanęłam na krześle i pożądanie go w miejsce gdzie powinien znajdować się mózg. Triumfalnie się uśmiechnęłam i zeszłam z krzesła.
-Nie jestem Mała, debilu...- usiadłam na krześle i wyciągnęłam z torby puszkę Coca-Coli.
                                                                       ***

Vic
   Sue właśnie rozmawiała z dyrektorem kiedy ja, Alex, Jake i Amber siedzieliśmy u nas w mieszkaniu. Wszyscy byliśmy bardzo zdenerwowani, no może oprócz Sue. Ona stwierdziła, że jesteśmy beznadziejni, bo się denerwujemy, a ona nie może... Każde z nas nerwowo spoglądało na swój telefon, ale najczęściej wszyscy obdarzali uważnym spojrzeniem, mój... Gdy tylko weszliśmy o mieszkania, kazali mi położyć urządzenie na stole, bo to najprawdopodobniej do mnie zadzwoni jak skończy. Spojrzałam na zegarek. To już prawie półtorej godziny... Ile można gadać? Dwie godziny temu zostawiliśmy ją pod gabinetem. Pół godziny potem dostałam SMS-a z informacją, że wchodzi i żeby trzymać za nią kciuki. Od tamtej pory jest cisza... Nagle w tej wręcz grobowej ciszy, którą zresztą sami tworzyliśmy, rozległ się odgłos otwieranych drzwi... Nikt nie ruszył się z miejsca, wszyscy tylko wlepili swój wzrok na wejście do kuchni. Po paru sekundach, które zdawały się trwać wieczność pojawiła się Sue. Nawet się nie rozebrała. Oparła się o futrynę i patrzyła na nas z twarzą pokerzysty.
-Kurwa, Mała, mów bo mnie zaraz coś weźmie...- w końcu przerwał niezręczną ciszę Alex.
-No więc, nie wiem jak to wam powiedzieć...- spojrzała na swoje buty.- Ale... Będziemy mieli zajebiście dużo roboty, I KURWA NIE JESTEM MAŁA!!!- oznajmiła nam z uśmiechem. Alex podbiegł do niej i zaczął się z nią obracać na środku kuchni. Prawie od razu całe mieszkanie wypełnił jej śmiech. Ten prawdziwy z głębi serca. Wszyscy patrzyliśmy na nich jak na idiotów, i jak na zawołanie podeszliśmy do nich, i jak Alex przestał się kręcić zamknęliśmy Sue w uścisku. Moja przyjaciółka ciągle się śmiała, a my razem z nią.
-Zaraz puszczę pawia...- po kilku minutach oznajmiła nam z uśmiechem Sue. Odsunęliśmy się od niej.-  Musimy już zacząć działać. Komu kawy?

Sue 
   Ciężko mi było utrzymać twarz pokerzysty, ale mi się udało. Z Vic zrobiłyśmy wszystkim kawę i usiedliśmy w salonie. Wyciągnęłam swój kalendarz i zaczęłam mówić.
-Dyrektor zgodził się prawie od razu i powiedział, że nam pomoże w miarę swoich możliwości. W sumie to jest całkiem fajny. Musimy jak najszybciej zacząć działać, bo czas jednak nagli. Jeśli nasz 'projekt' odniesie sukces, to dalej będziemy ciągnęli to jako serial. Na razie, pierwszy tak jakby odcinek, będzie w formie filmu. musimy zorganizować castingi na kamerzystę, dźwiękowca, charakteryzatora, oczywiście aktorów i jeszcze masę innych osób. Może najpierw ogłosimy casting na kamerzystę. Hmmm... dajmy im jakieś 2-3 tygodnie na stworzenie filmiku...- szybko zaczęłam wertować swój kalendarz.- Może do 28?- wszyscy pokiwali głowami. -Alex, albo Jake, nich których przyniesie drukarkę, z pokoju na końcu korytarza po lewej.- ja natomiast udałam się do swojego pokoju po laptopa.- Okej. Plakat zrobimy prosty, czytelny i zwięzły...
    W podobnej atmosferze minął nam wieczór. Czeka nas jeszcze dużo pracy, a nie jesteśmy nawet na półmetku...
                           
28 września
    Dziś jest termin wysyłania filmików. Bardzo się ucieszyliśmy kiedy nadesłano wiele prac, przed terminem. Moi przyjaciele, chyba w końcu zrozumieli, że to ma jakąś szanse. Zdobyliśmy dwóch dość dużych sponsorów, zaplanowaliśmy kolejne castingi i Amber opracowała ostateczną wersję scenariusza. Z Alex'em bardzo się polubiłam, chociaż ciągle mnie wkurza... Z głową w chmurach szłam jedną z wielu ulic Londynu. Dziś znowu padało. Lubiłam deszcz, ale trochę zaczął mnie już wkurzać. Już trzeci dzień tak pada i pada, a końca nie widać... Ze słuchawkami wepchanymi do uszu szłam, w rytmie 'Give me love' Ed'a Sheeran'a. Nie zwracałam na nic uwagi, nagle wpadłam na kogoś. Naszczęście tek ktoś objął mnie w pasie chroniąc przed upadkiem. Uniosłam lekko głowę by spojrzeć na tajemniczego Ktosia. Spojrzałam w jego niebieskie tęczówki. On wpatrywał się w moje. Poczułam się tak, jakby świat się zatrzymał. Nasze klatki piersiowe dzieliły tylko dłonie trzymające parasole. Nagle, gdzieś daleko w mojej głowie rozległ się alarm... 'Uciekaj! Już! Musisz dotrzymać obietnicy! Nie pamiętasz co stało się ostatnio?!' Z mentalnym westchnieniem przyznał racje swojemu rozsądkowi.
-Sorry...- rzuciłam szybko i po prostu odeszłam. Z tego wszystkiego nie zauważyłam, ze słuchawki odpięły się od telefonu i teraz dźwięki dość głośno wydostają się z mojego telefonu. Cholera jasna!

Niall *w tym samym czasie*
   Spokojnie, zatopiony w swoich myślach, szedłem dość rzadko używaną uliczką Londynu do studia. Padało... Znowu... Zdążyłem się przyzwyczaić. Pomimo czarnego parasola nade mną, na głowie miałem kaptur. Często używałem tej drogi, dlatego z przyzwyczajenia nie zwracałem uwagi na otoczenie... Moje zdziwienie kiedy wpadłem na kogoś było ogromne. Resztki mojego refleksu uchroniły dziewczynę przed upadkiem. Spojrzałem w dół i ujrzałem szatynkę niepewnie podnoszącą swoją głowę. Zatopiłem się w jej niebieskoszarych oczach...
-Sorry...- krótkie słowo i zanim się zorientowałem niebieskooka znikała za rogiem. Spojrzałem na chodnik. Tam wśród smug deszczu leżał, zwykły czarny kalendarz. Szybko go podniosłem. Byłem zaskoczony kiedy okazał się nie zamoczony. Otrząsnęłam się na dźwięk telefonu.
-Już idę.- rzuciłem szybko i się rozłączyłem. Nie musiałem sprawdzać. Byłem spóźniony, ale chyba nie, aż tak...


~~~
Hej! A może powinnam zacząć od 'Przepraszam...'? Zdecydowanie to drugie...
Przepraszam, przepraszam, przepraszam....
Rozdział według mojego założenia powinien pojawić się tydzień temu, ale...
Szczerze? Całkowicie inaczej go sobie wyobrażałam... Ech...
Nie zawieszam bloga na wakacje, co prawda wyjeżdżam na dwa tygodnie, ale postaram się napisać wcześnie na zapas...
Jakie macie plany na wakacje?
Jeśli macie jakiekolwiek pytania do bohaterów, lub do mnie to zapraszam na mojego ask'a (zakładka kontakt)
Ech... To chyba tyle... Proszę jeśli czytacie to zastawcie po sobie jakiś ślad. Chociażby głupi ';)'
Kocham Was ;*
Pataxxon